Tuesday 9 December 2008

Dlugi tydzien

Ten tydzień był naprawdę ciekawy. Nowa praca,pierwsze fondue, kilka bardzo fajnych imprez wieczorem. I moje pierwszeprzyjęcie całkiem po niemiecku, na którym prawie wszystko rozumiałam. Jak natydzień życia z Niemcami nie jest źle.

Trzeba zaznaczyć duży brak czasu – pracowałamod 9.00 do ok. 21.00 , siedem dni w tygodniu, ze względu na spotkanie EB(ExecutiveBoard) w sobotę i ST(Strategy Meeting) w niedziele.

Bardzointeresujące było dla mnie tworzenie budżetu. 2 godziny siedzieliśmy z Frankiemi Alexem i wyjaśnialiśmy wszystko: 4 rodzaje podatków, ubezpieczenia, przepływypomiędzy sponsorami, fundacjami, moimi subkontami. Zabawne jak 37-letnimężczyźni przekazują budżet 20-latce. Ale po spotkaniu ja czułam że wszystkorozumiem, a oni chyba byli uspokojeni, że nie stworzę olbrzymich długów.

Poza tym przygotowujemy prezenty dlawszystkich oddziałów. Adresowanie kopert do m.in. Johannesburga to dziwneuczucie. Mamy zamiar wysłać im pocztówki ze zdjęciem zimowym naszych wzgórz,nas (mnie i Kathy), dwie czekolady: jedną z obrazkiem Szwajcarii, drugą fairtrade. Jutro będę je pakować.

Rozmaiwlam tez z Jostem. Bardzo miły człowiek,ambitny wykładowca i dobry ojciec. Przyniósł nam prezenty Luxembourgli ( ze Sprungli- znana cukiernia w Zurychu), gdy nie mogłyśmy uczestniczyć w świątecznymzebraniu Instytutu. Cieszę się, że będę z nim pracować. Alex też okazał siędobrym współpracownikiem. Musze przyznać, że podobają mi się jego pomysły.Szkoda, że Frank(mój Director Finance) podchodzi do niego z taką rezerwą. Aletrzeba przyznać że miewał w przeszłości ku temu powody. W sobote Frank opowiedziałhistorie oikosu. Trzeba przyznać że bywało różnie. Najbardziej podobało mi sięokreślenie „czasy czarnej dziury”.

Wczoraj byłam na zakupach prezentowych.Przystanek numer jeden był w księgarni. Poza kartkami i różnymi prezentamizakupiony został Asterix i Obelix ze względów edukacyjnych- najłatwiej uczyćsię na komiksach. Potem poszłam do katedry – wrażenie było niesamowite. W życiunie pomyślałabym że w 70-tysiecznym mieście znajduje się tak olbrzymiaświątynia z takim niesamowitym wystrojem. Przy okazji udało mi się rozeznać wrozkładzie mszy, koncertów, wystaw. W przeciągu następnych tygodni będzie cooglądać. Potem poszłam do 5-piętrowego sklepu z zabawkami. Raj dla dzieci. Małedziewczynki byłyby zachwycone. Mali chłopcy pewnie też. Jednak dużo trudniejjest wybrać prezent dla małego chłopca. Dlaczego 70 procent moich prezentówmusi być dla mężczyzn? Dużo łatwiej wybrać prezent dla małej księżniczki ;).

Na końcu coop. Niby Lebensmittel, ale nie ma wnim prawie żadnych znajomych produktów. W związku z tym wszystko oglądałambardzo uważnie i powoli. Znalazłam nową smaczną herbatę o smaku mango, passionfruit i brzoskwini, a także cała gamę produktów bio. Smaczne, tanie isustainable ;).Obładowana niesamowicie pojechałam do domu.

Byłam też na szwajcarskiej dużej imprezie.Około 50 osób w duzym mieszkaniu, muzyka, kolorowy alkohol, grzane wino isheridan dla wszystkich. Całkiem przyjemnie, tylko każdy było to jeszcze zaczasów gdy niemiecki trochę trudniej było mi zrozumieć. Mimo to było fajnie, bo spotkałam już trochę nowych znajomych np.Santosa, z którym wcześniej byłyśmy na piwie w Meeting Point. To bardzo interesującaszwajcarska knajpka dla studentów. Za każdym razem do 20.00 grasz w nożyce, kamień i papier. Jeśli wygrasz z kelnerem niepłacisz za drinka. To mi się podoba :). Dla ciekawskich: ja zremisowałam, więczapłaciłam połowę ;).

Jest tu dużo dziwnych sklepów i miejsc. Mójulubiony to chyba sklep z papeterią (niesamowity wybór), coop ( za całokształt :), ubrania też mają ładne),sklep z piórami ( za oryginalność), z sedesami ( bo jest niewyobrażalnieśmieszny), no i oczywiście Weinachtsmarket.

Dziś byłyśmy też z Kathą w Brockenhaus. Jestto sklep ze starymi rzeczami, które nie są antykami, nie są całkiem zniszczone,ale ludzie już ich nie chcą trzymać woląje oddać, by dochód z ich sprzedaży przeznaczyć dla biednych starszych ludzi.Znalazłam wspaniały chiński czajniczek do herbaty (trochę większy niż maMagda), interesujący stylowy świecznik i praktyczne kubeczki do jajek. Ot co.Czajniczka szukałam po całej Europie i w końcu się udało.

Zdecydowanie jest to bardzo zakupowy opis.Dodam może jeszcze że tylko w poniedziałek miałam czas na zakupy i zdążyłamzobaczyć tyle. W biurze jest całkiem przyjemnie, denerwuje mnie tylko chaos inieporządek. Katha lubiła raczej twórczy nieład. Dużo roboty papierkowej,lunchy, kolacji ( pobiłam mój rekord rachunku za kolacje – 2300zł- tozdecydowanie dużo, dobrze że nie ja płace). Dużo pracujemy na Internecie, przynaszej stronie. Trochę konferencji na skype i operacji bankowych. Tutejszebanki mają specjalne „kalkulatory”, dzięki którym można autoryzować logowanie itransakcje. Na początku wyglądało to dość futurystycznie. Jeśli wszystkopójdzie zgodnie z planem, za tydzień będę miała swoje pierwsze szwajcarskiekonto, komórkę i kartę na pociągi. Muszę zapytać też gdzie się wyrabia kartę docoopa. Frank mówił, ze prowadzą dużo lepszą politykę konsumencką niż Migros(drugi szwajcarski supermarket, a warto zaznaczyć że są tylko dwa).

Na ulicy chodzi duzo oryginałów, ale sąniegroźni. Mam zarówno starszych ludzi z gór, młodych dziwnych, biznesmenów iSzwajcarów, którzy są oryginalni sami w sobie.

Wednesday 3 December 2008

Przeprowadzka

To chyba nie był mój najszczęśliwszy dzień.Rano spóźniłam się na wywóz śmieci z biura, zapomniałam paszportu i pendriva, apotem okazało się że potrzebuje niemieckich dokumentów. Na szczęście ojciecprzywiezie je 15 grudnia. Okazało się że 5 krajów nowej Unii jest tudyskryminowanych. Warto zauważyć, że tylko pięć. Grunt to sprawiedliwość.

W południe byłyśmy na Weinachtsmarket. Kathapodarowała mi Adventscalendar. Potem poszła na spotkanie ad swojego moderowaniakonferencji nt. rynków finansowych, a ja poszukałam czegos do zjedzenia irozejrzałam się po markecie. Mnóstwo serów, zapiekanek, mydeł, miodów,choinkowych ozdób koralików itp.

Popołudnie to odpowiadanie na emaile ipoprawianie strony. Dziwne, bo przez przypadek wyskoczyły mi jakieś żółteramki. Z Office wyszliśmy już o 18.30 i poszłyśmy z Kathą na grzane wino, apotem pomóc Martinowi w przeprowadzce. Miał strasznie dużo rzeczy jak na faceta– trzy auta mebli, kartonów i pojemników wszelakich. W ramach podziękowaniazostaliśmy zaproszeni na kolacje ( bardzo smaczną), w ramach której uczono mniemówić Greutzi, próbowaliśmy wspaniałe ciasto Natalie, ugotowaliśmy spaghetti, awszyscy doktoranci dowiedzieli się od siebie nawzajem szokujących wieści comuszą zrobić na jutro.

Monday 1 December 2008

Moj pierwszy dzien w pracy

1.12.2008

Mój pierwszy dzień w pracy. Przyszłam w 15 minut zamiast 20, co dosc dobrze wróżyło. Mensa była strasznie wysoko. Trzeba znaleźć równowagę miedzy poczuciem głosu a chęcią wspinania się na tak wysoka górę. I mnóstwo nowych oikosowych haseł. Napisałam kilka maili, nauczyłam się obsługi naszego konta w UBS i poznałam dużo ciekawych ludzi z IWO. Każdego dnia są dwie przerwy: znüni i vierni – o 10 i o 16. Wtedy cały instytut schodzi się na pierwsze piętro, siada przy stole wokół Adventkranz (stroika ze świeczką i jabłkiem), pije herbatę lub kawę i rozmawia. Czasami ktoś przyniesie jakąś przekąskę. Dziś Nina przyniosła ciasto ze śliwkami w formie warkocza, które sama upiekła. Atmosfera była przemiła. Naprawdę było czuć święta. W zasadzie nie ma powodów do zdziwienia – wszak w tym tygodniu będą dwa obiady świąteczne: jeden z IWO, drugi z oikosem. Dziś mieliśmy też obiad (ja, Katha i Jost) z człowiekiem organizującym model WTO. Dzieliliśmy się z nim wiedzą o sponsorach. Fajnie wiedzieć jak w różnych krajach z różnymi firmami współpracujemy (np. Chikita , Nestle, Stell, etc.).