Dojechalismy do Londynu roznymi drogami z roznymi przygodami, ale ostatecznie znalezlismy sie na miejscu. Potem zamelinowalam sie w calkiem milym hostelu, podczas gdy af i Joasia docierali na miejsce. Poznalismy tu czterech zabawnych Francuzow z poludnia. Nastepnie wybralismy sie na miasto. W pret-a-manger spotklaismy kuzynko-ciocio-matke-chrzestna afa.Okazala sie super ekstra mila i wyluzowana osoba i razem z nia poszlismy na dalsze zwiedzanie.
Wyskoczylismy z metra kolo London Eye, strzelilismy kilka fotek i poszlismy szukac teatru Szekspira i winiarni na poludniowym brzegu. Znalezlismy drzewa w groszki i piwiarnie. af i Joasia zamowili Staropramien, bo sa w Anglii, wiec pic angielskie piwo nie wypada, a ja, za piatym razem dalam sie namowic na zamiane soku pomaranczowego na jakis slodkie fajne cos z lodem.
Potem potuptalismy do Covent Garden gdzie wszystko bylo juz zamkniete poza pizza hut, ale znalezlismy tam chiskie sklepy z herbata i prawdopodobnie deseczkami (sic!).
Wieczorem odbyl sie spacerek i rozwazania Francuzami skad pochodza wspolokatorki Laurrry bo na srodku pokoju zostawily bardzo dziwny bagaz przykryty narzuta, z tajemniczymi napisami i kadzidelkami.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment